niedziela, 15 marca 2015

Geje razy pięć, czyli które filmy spod znaku tęczy wypada obejrzeć

Jako że nie mam innego dobrego pomysłu na wpis, a ktoś kazał mi pisać, "co ślina na palce przyniesie" (?), przedstawiam całkowicie subiektywną listę co ciekawszych filmów z wiadomym tematem wiodącym. Kolejność losowa.

1. Maurycy


Niżej podpisana zastanawia się czasem, jak wiele fanek filmów z Hugh Grantem ma świadomość, że pierwszą poważna nagrodę dostał za rolę geja. Jeśli uznać komentarze na Filmwebie za w pewnym stopniu miarodajne-niewiele. A szkoda, bo Maurycy jest dziełem z dużo wyższej półki niż puszczane rokrocznie w polskiej telewizji komedie romantyczne pokroju Notting Hill. Historia odkrywającego swoją tożsamość homoseksualisty (w tej roli James Wilby) w warunkach wyjątkowo niesprzyjających, jest też opowieścią o wpływie konwenansów i pochodzenia na nasze czyny, często wbrew właściwym zamiarom. Brzmi poważnie, ale podane tak, że refleksje nasuną się w trakcie seansu same. Perełka z lamusa, którą naprawdę warto zobaczyć.

2. Moja Piękna Pralnia


 Kolejny z serii "zagrał tu znany aktor, ale mało kto o tym pamięta" i kolejny powstały w latach osiemdziesiątych. Mamy tu do czynienia z dziwacznym miksem. Jest i rasizm, i konflikt Wschodu z Zachodem, przewija się dyskretnie temat pozycji kobiety w tradycyjnej rodzinie, wreszcie love story między eks-faszystą a Pakistańczykiem gdzieś na tyłach tytułowej pralni.   Ze względu na to ostatnie-film kontrowersyjny, a pod pewnymi względami na pewno przełomowy. Różne opinie obiły mi się przed seansem o uszy, jedne narzekające na kicz, inne niemal bezkrytyczne, wszak nominacja do Oscara znikąd się nie wzięła. A prawda, jak zwykle, leży pośrodku: gołym okiem widać pewne niedociągnięcia (absolutnie nie chcę nikogo zrażać, ale ze świecą szukać tak drewnianego aktorstwa jak u Gordona Warnecke), tylko że wobec jakiegoś dziwnego uroku tego tworu nie jest trudno przymknąć oko na wszelkie wady.

3. W Jego Oczach

 

Tym razem dzieło prawie nowe i w znacznie lżejszych klimatach. Można by skwitować jednym słowem: przeurocze. Pozwólcie jednak, że napiszę nieco więcej. Mamy tu więc przedstawiony ten słynny okres dojrzewania z naciskiem na pierwszą miłość, ujęte ładnie i delikatnie, momentami niemal cukierkowo, co jednak nie zmienia faktu, że moją jedyną myślą po ostatniej scenie było "Ja chcę jeszcze raz!" Jak nie lubię oglądać tych samych filmów dwa razy, tak pewnie dla tego zrobię wyjątek.

4. W Imię...


 Czas na coś z naszego podwórka, czyli uhonorowane nagrodą Teddy zmagania homoseksualnego księdza gdzieś na zabitej dechami prowincji. Z nagrodami różnie bywa, jednak tym razem byłam mile zaskoczona-film jest naprawdę dobry, choć nierówny i momentami chaotyczny. Jeszcze jedna wada: ja wiem, że nie każdy aktor grzeszy hiperpoprawną wymową, ja wiem, że polska jenzyk trudna jenzyk, ale czasem po prostu nie słychać było sporych fragmentów dialogów. Niemniej polecam, choćby po to, żeby się przekonać o istnieniu w polskim kinie filmów może nie wybitnych, ale przynajmniej takich, które da się oglądać bez zbyt częstego zgrzytania zębami.

5. Tajemnica Brokeback Mountain


Na koniec absolutny klasyk oraz jedna z najpiękniejszych i jednocześnie najsmutniejszych  historii miłosnych, jakie widziałam. Fabuły chyba nikomu przypominać nie trzeba, chociaż patrzenie na film jako li i jedynie historię kowbojów gejów jest bardzo krzywdzące i w pewnym stopniu błędne. Trudno przecież nawet jednoznacznie powiedzieć, czy bohaterowie, nawiasem mówiąc fenomenalnie zagrani, byli rzeczywiście gejami, czy po prostu trafili na miłość życia tej samej płci. Można sobie rozkminiać, podziwiając górskie krajobrazy, a potem popłakać przy scenie końcowej. Chyba nie muszę dodawać, że to seans obowiązkowy?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz